piątek, 30 marca 2012

maly swiat

ale jaja dzis sie wydarzyly.

wracamy z Palinka z plazy pod Hoi an gdzie pojechalismy wynajetymi rowerkami coby nie wyjsc z wprawy w pedalowaniu, a tu pod naszym hotelowym domostwem jakies zachodnie marki rowerowe zaparkowane... unibajki dziadowskie, szwabskie kellysy, wrzesinski shark i doskonale wyregulowany przez pana Wiesia pomaranczak. Po kilku dniach rozlaki okazalo sie ze wytrwali rowerowcy wystraszyli sie paru kropelek deszczu czy cos i uciekli w te pedy pociagowym transportem ku sloncu, ktore nas juz przypieka od kilku dni.

Hoi an to poki co najpiekniejsze miasteczko na trasie wandererowej pielgrzymki. Ma swoje typowe przysmaki, piekne uliczki, ktore noca plana w swietle kolorowych chinskich lampionow... a ponadto mozna tu uszyc na miare kazda czesc garderoby a nawet w 1 noc otrzymac recznie zrobione na miare buty.

ps. dzis na plazy znalezlismy kokosa, ktory dopiero co spadl z palmowego drzewa, wiec podwieczorek mamy zapewniony :)

Pysia i Rutek

1 komentarz: