sobota, 17 marca 2012

fotosy ku uciesze gawiedzi

1 z granicy vietnam- cambodia

2 first night with gogol

smiech przez lzy.

dawno nas tu nie bylo... ale ostatnie kilka dni byly dosc ciezkie... przemierzalismy bezludzie. towazyszyl nam jedynie pomaranczowy kurz, pomaranczowy pot i lzy.

ostatnie posty byly dosc cukierkowe coby rodzice nasi nie denerwowali sie zbytnio ale dzis czas na slow kilka o znojach podrozy.

przez ostanie 500 kilometrow pedalkowania wydarzyla sie kradziez pieniezna, wypadek okraszony powierzchownymi otarciami naskorka, omdlenia i poparzenia sloneczne, goraczka o nieznanym pochodzeniu, sraczka o znanym pochodzeniu oraz czesc grupy otrzymala powazna reprymende na oczach autochtonow.

powyzsze zjawiska wydarzaly sie sporadycznie i wszyscy sa ok. permanentnie towarzyszy nam jedynie bol zadkow spowodowany sztywnym siodlem naszych rumakow oraz nierownosciami lokalnych traktow.

ale nic to. dotarlismy szczesliwie do siem rep gdzie internet, wladza dolara i czekajacy z utesknieniem tomasz gogol. od teraz podrozujemy w szostke ...

ps. chcialbym oficjalnie zlozyc zyczenia mojemu wujkowi zbyszkowi, ktory dzis obchodzi imieniny. sto lat chopie!

wtorek, 13 marca 2012

Czerwony kurz

Dzień dobry, To taki szybki pościk bo jest 6.00 i zaraz trzeba wyjeżdżać. Zostaliśmy przez 2 dni w miasteczku prowincji dżunglowo-wioskowej - to tutaj są najpiękniejsze akwamarynowe jeziora, najdziksze zwierzęta i najbardziej prymitywni ludzie. Z naszej strony to próbowaliśmy różnego rodzaju przysmaczki - smażone tarantule, pasikoniki, żabki, karaluchy czy prusaki. Wszystkie smażone na głębokim oleju i doskonale nadające się jako przekąska do filmu - analogicznie do Chipsów. Poznaliśmy też mnichów buddyjskich. Opowiedzieli nam o swoim pełnym nudy życiu. Myślicie może, że Oni modlą się i kontemplują po 6h dziennie, lecz oni poprostu nic nie robią! Jak nie chcesz pracować, masz długi, uciekasz przed czymś, a byś chciał być w kolejnym wcieleniu kimś więcej niż marnym pasikonikiem to mnisi z Ratanakiri zaprszają do siebie. Wczoraj wpadliśmy na pomysł, żeby wynająć sobie motory. Super sprawa. Nasze maszyny były nie pokonane. Pojechaliśmy daleko w dzicz. Zobaczyliśmy ludzi, którzy żyją naprawdę daleko od cywilizacji. W baku pełnym benzyny za 3 dolce można przejechać naprawdę dużo. Harleje miały silniki 110/125 cc ale i tak czuliśmy się jak jeźdzcy apokalipsy, brakowało tylko muzy ACDC - highway to hell.

niedziela, 11 marca 2012

Kambodża welcome to

Jesteśmy w Kambodży! Na granicy mili panowie wkleili nam do paszportu wizy i poczęstowali wygłodniałych turystów ryżem z bananem zawinietym w bambusowy liść. Kambodża w porównaniu z Wietnamem wypada bardzo biednie. Jadąc od granicy mineliśmy parę wiosek, w których domy zbudowane były z desek i folii. Dlatego żałujemy, że nie mamy więcej rzeczy do rozdania dzieciom, szczególnie, że podobają im się bardzo prezenty od Natki.
Podobnie jak w Wietnamie mało kto zna angielski, więc nie męczymy się i mówimy po polsku. Kiedy zwracamy się do ludzi per szefie/szefowo rozmowa od razu wygląda inaczej i nawet możemy wywalczyć jakąś zniżkę.
Jesteśmy teraz w Banlung i zostaniemy tu 2 dni. Ja i Paula w najbliższym czasie nie zamierzamy wsiąść na rower. Po przejechaniu wczoraj 117 km bolą nas nie tylko nogi, ale i tyłki i spalone od słońca ręce. Tak więc dzisiaj dzień restu a budzik, który do tej pory nastawiony był na 5 nie ma prawa dzwonić!