po kilkunastu godzinach w prawdziwym sleeping busie - czyli busie z normalnymi lozkami a nie podrabianymi kanapo-siedzeniami do siedzolezenia dojechalismy do ninh binh.
poranna wyprawa na lokalny ryneczek zaskoczyla nasze oczeta widokiem rozmaitych oskubanych psiakow wprost gotowych do wskoczenia do gara. moze i ogonkiem nie merdaly ale zebiska szczerzyly nawet i bez wlosia.
dalsza czesc dnia znow rowerowa. dzis w ofercie hotelowej znalazly sie kozy z przerzutkami!!! wiec pomykalismy posrod ryzowych pol a z nich wyrastajacych 300metrowych skal. widok seryjnie impresionante! potem na 2 godzinki przesiedlismy sie do malutkiej lodki ktora przeplywalismy pod jaskiniami. czasem trzeba bylo sie schylic aby glowa nie zachaczyc o sufit.
miejsce to piekne a i zachodnich turysciakow niewiele wiec lokalne grupy gimnazjalistow robily sobie z nami zdjecia. foto z biala owlosiona malpka chyba bedzie dobrze wygladalo na fejsie.
calodniowa impreze w ninh binh polecamy reszcie ekipy (lodka 80 000VNDeach)
My z kolei dokonaliśmy ostatnich zakupów w hoi an (są nawet nowe kalesonki szyte na miarę), uczestniczyliśmy w wątpliwej atrakcji gaszenia świateł na godzinę w całej wiosce (na szczęście tv działał) a wczoraj zasuwalismy do hue 137km i jak już dojechaliśmy na miejsce zjedliśmy hinduskie żarcie na bogato i poszliśmy spać. Zimno tu i pada, ale klimacik fajny w tym hue! A skoro polecacie mieścinę to pewno wpadniemy, chłopy mają od wczoraj 2000km to może nie będą chcieli już zasuwać;)
OdpowiedzUsuń